Psycholożka oraz farmaceutka, obie związane naukowo z lubelskimi uniwersytetami, rozmawiają o tym, jak ważne jest leczenie depresji. Zwracają uwagę na to, że warto zaufać specjalistom operującym rzetelną wiedzą, a nie celebrytom promującym samoleczenie w oparciu o napisane przez nich książki. Depresja jest chorobą często bagatelizowaną, jak również stygmatyzowaną. Wiele osób, które cierpi z jej powodu, nigdy nie rozpoczyna leczenia. Jednocześnie żyjemy w świecie, w którym istnieją leki oraz inne metody terapii o potwierdzonej naukowo skuteczności.
Marlena Stradomska – asystent w Katedrze Psychologii Klinicznej i Neuropsychologii UMCS, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, Oddział Lubelski. Zainteresowania naukowe: suicydologia, profilaktyką, praca z pacjentem z zaburzeniami psychicznymi.
Sara Janowska – farmaceutka i doktorantka na Wydziale Farmaceutycznym Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Autorka tekstów popularnonaukowych i medycznych. Wierzy, że zrozumienie przez pacjenta istoty choroby i działania leków jest drogą do skuteczniejszej terapii.
Sara Janowska: Na początku warto powiedzieć, w jaki sposób patrzymy na depresję przez pryzmat naszych profesji. Z punktu widzenia farmaceuty, jest to choroba, w trakcie której dochodzi do zaburzenia równowagi biochemicznej mózgu. Objawy depresji są związane ze spadkiem stężenia neuroprzekaźników w mózgu. Sytuację w organizmie możemy porównać przykładowo do niedoczynności tarczycy. W jej trakcie dochodzi do spadku poziomu substancji kontrolujących metabolizm. W przypadku depresji mówimy o związkach chemicznych sterujących pracą mózgu. Mam wrażenie, że do społeczeństwa nie dociera istnienie depresji jako realnej jednostki chorobowej. Jednocześnie nauki medyczne mówią, że zaburzenie to może doprowadzić nawet do śmierci. Osoby chore często oskarża się o lenistwo i celowe popadanie w smutek. W jaki sposób jako psycholog postrzegasz ten problem?
Marlena Stradomska: Depresja jest bardzo poważną chorobą, o niewyobrażalnie negatywnych skutkach dla organizmu, najbliższej rodziny, a nawet społeczeństwa. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że utrzymywanie się przez okres dwóch tygodni niepokojących symptomów może świadczyć o chorobie. Świadomość jest mała. Kto z nas nie odczuwa smutku, zmian nastroju, problemów ze snem? To takie zwykłe objawy, zawsze można je wytłumaczyć, bo stres w pracy, bo nie dogaduję się z partnerem, bo wypłata za mała, bo zmęczenie itd. Depresja to nie smutek. Niewątpliwie ludzie nie wiedzą o tym, że depresja wielka powoduje to, że osoba nie jest w stanie wstać z łóżka. Nie chce żyć. Najsmutniejszy obraz jest wówczas, gdy nie jest w stanie zajmować się najbliższymi, w tym dziećmi. W pewnych sytuacjach sama nie jest w stanie się sobą zająć. W najgorszych chwilach nawet czynności fizjologiczne wykonywane są w łóżku, bo nie, że „nie chce się wstać”. To jest dramat.
S.J.: Co myślisz o popularnym przekazie medialnym zalecającym chorym na depresję „wzięcie się w garść” i pokonanie jej własnymi siłami? Mnie to przeraża. Mówię tutaj o poradach typu „spacer po lesie jest najlepszym antydepresantem”, zalecenia regularnych ćwiczeń w celu pokonania „jesiennej depresji”. Tego typu treści pokazują, że ludzie nie mają pojęcia, czym jest ta choroba. Jednocześnie bardzo często doradzają odstawienie leków cierpiącym na nią osobom.
M.S.: Te złote rady, o których mówisz, to chyba najgorsze, co można powiedzieć osobie, która cierpi na depresję. To popularne „branie się w garść” jeszcze bardziej obniża poczucie własnej wartości osoby i wpływa na samoocenę. Pracując na uczelni, każdego roku pytam studentów, czy znają krótki film profilaktyczny WHO „I had a black dog, his name was depression”? Niestety niewiele osób go nie zna. Najsmutniejsze jest to, że nie znają go psychologowie, którzy zaraz będą się zajmować swoimi pacjentami. Jest to świetna animacja, która pokazuje fakty, a nie mity, na temat choroby.
Studenci zawsze są zaskoczeni, że depresja wpływa na tak wiele aspektów funkcjonowania. Dla mnie to swoista misja, aby edukować. Ważne jest mówienie jak największej liczbie osób o cierpieniu związanym z depresją. W Wielkiej Brytanii nawet dzieci wiedzą więcej o zaburzeniach natury psychicznej niż studenci u nas. Dlatego mam co robić. Podejmuję działania niezależnie od wszystkiego. Jednak jak sama wiesz, zmiana stereotypów tak mocno zakorzenionych wymaga dużo siły i energii. Ludzie nie dają sobie rady z własnymi emocjami i tym, co czują. Wolą wybrać śmierć samobójczą niż cierpieć. Dlatego tak istotne jest to, aby pozbawić stereotypów takie zawody jak psycholog, psychiatra.
S.J.: Myślę, że poważnym problemem jest to, iż jako społeczeństwo, unikamy specjalistów związanych ze zdrowiem psychicznym – psychiatrów oraz psychologów. Jednocześnie wielkim zaufaniem obdarzamy samozwańczych mędrców internetowych oraz znane z mediów osobistości. Może słyszałaś o tym, że popularna celebrytka Beata Pawlikowska, która jest autorką tekstów dotyczących samorozwoju, napisała ostatnio książkę o tym, jak wyleczyć się z depresji. Zaleca między innymi: „znaleźć błędne dane, zastąpić je prawidłowymi i wgrać je na nowo do pamięci komputera”. Proces ten może w trakcie współpracy ze specjalistą psychoterapeutą mógłby wydawać się racjonalny, jednak autorka zaleca przeprowadzić go samodzielnie, wykorzystując „dobrą wolę, cierpliwość, wytrwałość”. Jak oceniasz takie podejście?
M.S.: Konieczna jest psychoedukacja w zakresie chorób psychicznych. Wierzę, że są takie przypadki, które dzięki samorozwojowi były w stanie polepszyć swoje zdrowie psychiczne. Tutaj jest to istotne – „polepszyć”, a nie „wyleczyć”. Jednak tak jak wspomniałaś, depresja to choroba, która związana jest z neuroprzekaźnikami. To tak jakby próbować przesuwać rzeczy jedynie siłą woli lub czekać, aby coś samo się zrobiło lub wyleczyć złamaną kość, patrząc na nią. Dieta, ćwiczenia fizyczne, masaże i ogólna relaksacja są świetnymi metodami na redukcję stresu i dbanie o siebie. Trudność jest taka, że tymi elementami nie zastąpimy farmakoterapii, która w niektórych przypadkach jest jedynym rozwiązaniem. Bardzo się boję takiego podejścia celebrytów, gdyż mają oni autorytet wśród różnych ludzi. To przerażające, gdyż często posłuchają osoby znanej, ze względu na to, że ją podziwiają – nie psychologa, który zachęca do działań praktycznych i zmiany obecnego stanu rzeczy w sposób nierzadko dla nich drastyczny. Niestety, często wizyta u psychiatry jest nieosiągalna ze względu na ten wstyd towarzyszący ludziom…
S.J.: Też wielokrotnie obserwowałam to, że wizyta u psychiatry wiąże się z przełamaniem lęków i negatywnych uprzedzeń pacjenta. Niestety z samymi lekami też powiązanych jest wiele złych skojarzeń. Wracając do wcześniej wspomnianej książki, celebrytka zaleca czytelnikom odstawienie leków. Opiera tę poradę na swoim doświadczeniu życiowym. Porównuje lek do alkoholu, który „znieczuli cię i odwróci twoją uwagę, ale w niczym nie przybliża cię do uzdrowienia”. Jako farmaceuta mogę zdecydowanie stwierdzić, że większość leków przeciwdepresyjnych nie działa w ten sposób. Ich stosowanie prowadzi raczej do aktywizacji oraz poszerzenia wachlarza emocji. Jest to związane z mechanizmem działania tych leków, który opiera się na zwiększaniu stężenia neuroprzekaźników w mózgu. Wiem jednak, że niektóre leki przeciwdepresyjne mogą działać otępiająco, np. trazodon. Wykorzystuje się je w hamowaniu stanów lękowych. W trakcie terapii czasami są również przypisywane leki wyciszające. Co myślisz na ten temat?
M.S.: Doświadczenie życiowe danego człowieka ma się nijak do tego, jak może zareagować inna osoba. Tutaj mamy do czynienia z różnicami indywidualnymi. Każdy inaczej będzie reagował na dane leki. Każdy inaczej będzie przechodził depresję. Nie ma uniwersalnej i skutecznej metody. Leki przeciwdepresyjne działają na człowieka bardzo różnie. Część z pacjentów szybko przestaje brać leki, gdyż według nich „nie działają”, a nie mają świadomości, że należy odczekać kilka tygodni, by to wszystko odpowiednio funkcjonowało na nowo. Leki przepisują psychiatrzy, którzy mają przed sobą historię choroby, trzeba im zaufać. Jednak tak jak mówisz, działania leków są nieprzewidywalne. Po kilku latach pracy w placówkach psychiatrycznych widziałam te zmiany: w zachowaniu, aparycji i ogólnej świadomości pacjenta.
S.J.: Jakie Twoim zdaniem jest miejsce farmakoterapii w leczeniu depresji?
M.S.: Farmakoterapia ma ogromne znaczenie w leczeniu depresji. Nie wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby nie było leków, które mogą pomóc tak wielu osobom. Wielu z nich nie jest w stanie poradzić sobie z tym bólem i cierpieniem psychicznym. Depresja nieleczona może powodować to, że więcej niż ponad 5 tysięcy osób w Polsce będzie popełniało samobójstwa. W przypadku tej choroby słuchanie opinii na temat tego, że człowiek jest leniwy, beznadziejny, i że inni mają gorzej, w niczym nie pomoże. Hasła „nie poddawaj się” również. Tutaj trzeba się ratować. Psychiatra, psycholog to podstawowe przystanki na drodze leczenia, do tego, aby było lepiej.
S.J.: Czy jesteś w stanie wytłumaczyć, dlaczego psychoterapia działa? Przecież depresja jest zaburzeniem biochemii mózgu, a metoda ta opiera się na rozmowie. Czy można porównać ją do fizjoterapii w chorobach narządu ruchu?
M.S.: Można to tak określić. Same leki nie pomogą. To tak samo, jak w sytuacji, gdy chcemy schudnąć – przyjmowanie samych leków nie pomoże mi w tym. Jeśli połączę to z ćwiczeniami i dietą jest szansa, że wagę stracę. Nie ma możliwości, by brać leki i czekać na poprawę. Leczenie depresji to samodyscyplina. To nauczenie się od nowa tego, jak ja reaguję na zwykłe sytuacje życiowe. Jedyną skuteczną metodą pracy jest to, aby klient był świadomy złożoności problemu i konieczności poświęcenia czasu zarówno na wizyty u psychiatry, jak i u psychoterapeuty. Ten ostatni z chaosu jest w stanie pomóc ułożyć całość uporządkowanej rzeczywistości. Depresja to choroba. Nie warto „przegrać” swojego życia – tylko dlatego, że nie potrafimy zwrócić się o pomoc.
źródło: